[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łem potworka. Dotknąłem podobizny bogini Kali z długim
czerwonym językiem. To na szczęście.
Tym razem poszedłem do tylnego wejścia.
Byłem pewien, że pomimo czarnych butów i T-shirtu
prawie całego białego, z jednym angielskim słowem, straż-
nik stojący przed drzwiami zatrzyma mnie i powie:  Nie,
nie możesz wejść". Do ostatniej chwili byłem pewien, że
ktoś krzyknie, że mam wracać; że mnie złapie, spoliczkuje,
upokorzy.
Nawet kiedy już się znalazłem w środku, byłem pewien,
że ktoś powie:  Hej! To jest szofer! Co on tu robi?". Na
każdym piętrze byli strażnicy w szarych mundurach i wy-
dawało mi się, że wszyscy mnie obserwują. Wtedy po raz
pierwszy poczułem, jak smakuje życie człowieka ściganego.
Chłonąłem zapach perfum w chłodnym, klimatyzowa-
nym powietrzu, blask złocistego światła, obecność ludzi
w T-shirtach i dżinsach, którzy dziwnie na mnie patrzyli.
Widziałem windę jeżdżącą do góry i na dół, która wyglą-
dała, jakby była zrobiona ze złotego szkła. Widziałem skle-
py o szklanych ścianach i wiszące wszędzie wielkie zdjęcia
przystojnych Europejczyków i Europejek. %7łeby tak mogli
mnie teraz zobaczyć inni kierowcy!
Wyjść było mi równie trudno jak wejść, ale i tym razem
Strona 59
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
strażnik nie odezwał się ani słowem. Poszedłem na par-
king, wsiadłem do samochodu i przebrałem się w swoją
122
zwykłą różnokolorową koszulę. Skromny T-shirt bogatego
człowieka zwinąłem w kłębek i położyłem na podłodze.
Pobiegłem na miejsce, gdzie siedzieli inni kierowcy. %7ła-
den nie zauważył, jak wchodziłem i wychodziłem. Byli zbyt
zajęci czym innym. Jeden z nich - ten, który bezustannie
kręcił pękiem kluczy na łańcuszku - miał ze sobą telefon
komórkowy. Zmusił mnie, żebym go wziął do ręki i obej-
rzał.
- Rozmawiasz przez to z żoną?
- Z tego nie można dzwonić do każdego, ty głupi - on
jest jednokierunkowy.
- Jaki sens ma telefon, przez który nie możesz poroz-
mawiać z rodziną?
- Taki, że mój pan może do mnie zadzwonić i powie-
dzieć, dokąd mam po niego przyjechać. Muszę zawsze
mieć telefon przy sobie.
Odebrał mi telefon, wytarł i schował do kieszeni. Wcześ-
niej nie cieszył się wśród kierowców wysokim poważaniem:
jego pan miał tylko małego maruti suzuki zen. Dziś był
ważny, jak tego chciał. Jego telefon przechodził z ręki do
ręki i kierowcy oglądali go niczym małpy badające znale-
ziony błyszczący przedmiot. Poczułem odór amoniaku
- jeden z kierowców sikał niedaleko nas.
Różowowargi spojrzał na mnie spod oka.
- Wyglądasz, jakbyś chciał coś powiedzieć, wsioku.
Pokręciłem głową.
Z dnia na dzień jezdziło się coraz trudniej. Co wieczór
miałem wrażenie, że poprzedniego było mniej samocho-
dów. Korki robiły się coraz gorsze, humor pani Pinky też.
Któregoś wieczoru, gdy się wlekliśmy ulicą Mahatmy Gan-
dhiego w kierunku Gurgaonu, straciła humor zupełnie
i zaczęła krzyczeć:
- Pieprzony korek! Teraz już co drugi dzień tak jest!
Dlaczego nie możemy wrócić, Ashoky?
123
- Nie zaczynaj znowu tego tematu. Proszę.
- Czemu nie? Obiecałeś, że będziemy w Delhi trzy mie-
siące, załatwimy formalności i wrócimy. Ale zaczynam my-
śleć, że przyjechałeś tu tylko w sprawie kłopotów z podat-
kiem dochodowym. Od początku mnie okłamywałeś?
yle się między nimi działo, ale nie z jego winy - po-
twierdzę to choćby przed sądem. Był dobrym mężem, za-
wsze się starał ją rozweselić. Na przykład w dniu jej uro-
dzin kazał mi się przebrać za maharadżę - czerwony
turban, ciemne okulary - i w tym przebraniu podawać im
jedzenie. Ale nie zwykłe domowe jedzenie. Podawałem to
śmierdzące coś w tekturowym pudełku, na punkcie czego
wszyscy bogaci mają bzika.
Uśmiała się do łez, kiedy mnie zobaczyła w przebraniu,
kłaniającego się z pudełkiem w rękach. Obsłużyłem ich,
a potem, jak mi kazał pan Ashok, stanąłem z założonymi
rękami pod portretem Cuddlesa i Puddlesa i czekałem.
- Słuchaj teraz, Ashok - powiedziała. - Balram, cośmy
jedli?
Wiedziałem, że to pułapka, ale co mogłem zrobić? Od-
powiedziałem.
Oboje zaczęli chichotać.
- Powtórz, Balram.
Znowu się roześmiali.
- To nie jest piZZa, tylko piCCa. Powiedz poprawnie.
- Czekaj, ty też zle wymawiasz. W środku jest  t". Pit.
Za.
- Nie poprawiaj mojej angielszczyzny, Ashok. Nie ma
żadnego  t". Spójrz na pudełko.
Musiałem wstrzymać oddech, kiedy tak stałem i czeka-
łem, aż skończą. Zmierdziało okropnie.
Strona 60
Adiga Aravind - Biały tygrys.txt
- Bardzo zle pokroił tę pizzę. Nie chce mi się wierzyć,
że pochodzi z kasty kucharzy.
- Dopiero co zwolniłaś kucharza. Nie wyrzuć czasem
i jego - to porządny chłopak.
124 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • natalcia94.xlx.pl